Max Mendel był leśniczym na służbie księcia raciborskiego Wiktora III Augusta von Ratibor, do którego należały ogromne połacie okolicznych lasów. W miejscu, gdzie stoi krzyż, 27 listopada 1932 r. leśniczy został zamordowany uderzeniem w głowę. Zabity został również towarzyszący mu pies. Sprawców morderstwa nie wykryto, chociaż podejrzewano o nie kłusowników. Wiernemu leśniczemu Książę ufundował i postawił na miejscu zdarzenia okazały pomnik - krzyż z inskrypcją, a wydawało się, że sprawa na zawsze pozostanie tajemnicą. Po II wojnie światowej, na przełomie lat 40-tych i 50-tych, nowe ludowe i radzieckie władze wysyłały na wschód do pracy w łagrach okoliczną miejscową ludność. Niewiele osób stamtąd powróciło. Wróciła jednak wiadomość, że jeden z morderców leśniczego, tam, na łożu śmierci przyznał się do zabójstwa i opowiedział o jego przebiegu. Wtedy w lesie kłusowali ojciec z synem. Leśniczy złapał na gorącym uczynku ojca. Syn, niezauważony, podszedł do leśniczego z tyłu i zabił go uderzeniem w głowę. Dla bezpieczeństwa zabili również psa. Myślę, że ta historia nigdy nie została opublikowana i żyje jedynie w kozłowskiej legendzie. Na pewno razem z pomnikiem jest tragicznym memento dawnych wydarzeń i ludzkich sumień. Czy tajemnica nieodległej tragedii innego leśnego morderstwa gliwickiego taksówkarza-myśliwego Marka Szlenzaka zamordowanego 31.12.1989 też się kiedyś wyjaśni?
Bogusław Nowakowski